Dzisiaj pomyślałam, że moglibyśmy się nawzajem zainspirować tym, co można robić podczas kilku godzin, wydawałoby się, bezużytecznego czekania na sali, hali piłkarskiej, na trybunach boiska czy w samochodzie na parkingu przed stadionem.
Możliwości jest wiele. Jedni rodzice podwożą dziecko i zajmują się swoimi sprawami, na przykład jadą do hipermarketu i robią zakupy. Inni czekają w samochodzie na parkingu i czytają książkę. Albo przeglądają fejsa na telefonie. Albo otwierają laptopa i robią prezentację dla klienta, której nie skończyli w pracy.
Możemy też zostać w pobliżu naszego sportowca. Czyli siedzimy na ławce na stadionie, piździ jak cholera, jesteśmy ubrani w strój niekoniecznie dostosowany do sytuacji (bo przyjeżdżamy prosto z pracy), czyli albo garnitur z eleganckimi butami, albo garsonka i obcasy, w najlepszym przypadku dżinsy, zwykłe buty, torebka. No i co robimy? Rozmawiamy z innymi rodzicami, którzy również tuptają z zimna, omawiamy różne kwestie. Zawieramy nowe przyjaźnie albo flirtujemy z mamą Dyzia czy z ojcem Tadzia. Co poza tym?
Ano różnie. Co ja mam w pamięci?
Na przykład bieganie. I to nie za piłką. Z moich wizyt na stadionie pamiętam mamy, które biegały. I zawsze tak sobie na nie patrzyłam z zazdrością i myślałam „kurde, też bym tak chciała...”, ale ponieważ nienawidzę biegać, to trudno było mi zacząć. I choć jestem przekonana, że dobrze zrobiłoby to na moją kondycję, nie mówiąc już o figurze, to wydawało mi się, że:
- wszyscy się na mnie gapią, co oczywiście było nieprawdą, no ale każdy pretekst jest dobry, żeby nie robić czegoś, czego się nie lubi. ;),
- spocę się i będę śmierdzieć,
- skończę biegać przed końcem treningu i spocona będę czekać na pierwsze oznaki przeziębienia,
- itp.
Wracając do mam. Jedne biegały, inne ćwiczyły... Pamiętam, gdy któraś po bieganiu się rozciągała (oczywiście, żeby nie doznać później kontuzji) – wszyscy panowie byli zwróceni w kierunku boiska, ale jakoś tak głowy im uciekały w stronę mamy ćwiczącej.
Co jeszcze można robić, co jeszcze…?
Oprócz biegania mamy doskonałe warunki do nordic walking, ale nic więcej nie przychodzi mi do głowy.
Wspomniałam o wszystkich rzeczach, o których wiem, pamiętam, obserwowałam, że rodzice je robią i które sama robiłam. Ale co jeszcze?
Mam prośbę do Was – zainspirujmy siebie i innych. Co robimy czekając kilka godzin w tygodniu na nasze piłkarskie dziecko? Kilka godzin x 4 tygodnie to około
Czym się wtedy zajmujemy? Jak ten czas pożytkujemy, żeby nie mieć poczucia, że jest to czas zmarnowany?
Napiszcie w komentarzach na /FamilyFootballFamilyFootball. Może ktoś skorzysta z naszych pomysłów.